TEMAT Z GAZETY: Życie seksualne kobiet (2)

2023-03-24

Co sprzyja powiciu chłopca oraz inne rady średniowiecznych medyków

Chłopki i mieszczki zwykle przez całą ciążę, aż do dnia porodu, musiały pracować, natomiast kobiety szlachetnie urodzone były traktowane wyjątkowo, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że wydadzą na świat dziedzica – zauważa dr Anna Głusiuk w rozmowie na temat ciąży, porodu i połogu, a także opieki nad noworodkami w czasach średniowiecza.

Red.: – Kobieta w średniowieczu miała jedno podstawowe zadanie: wydawanie na świat potomstwa.

Dr Anna Głusiuk: – Tak, ale pamiętajmy, że dotyczyło to głównie kobiet z wyższych warstw społecznych. Biedne nie zawsze mogły wyjść za mąż, co ze społecznego punktu widzenia wykluczało zajście w ciążę. W rodzinach chłopskich dziedziczył bowiem tylko najstarszy syn, a jego młodsze rodzeństwo z reguły pracowało jako najemcy czy pomoc domowa.

Red.: –Dziewczęta wydawano za mąż w dość młodym wieku.

Dr Anna Głusiuk: – Z jednej strony Kościół sprzeciwiał się związkom zawieranym przez dzieci, ale z drugiej – cezurą była zwykle pierwsza miesiączka, która miała oznaczać, że zgodnie z naturą dziewczynka jest gotowa, aby rodzić dzieci. W praktyce oznaczało to, że za mąż często wydawane były dwunasto- czy trzynastolatki, ponieważ uważano, że im młodsza kobieta, tym więcej ciąż i porodów może przeżyć.

Innym problemem –  przynajmniej z naszego punktu widzenia – była duża różnica wieku między małżonkami, zwłaszcza w związkach, w których żona miała kilkanaście lat, a mąż był o wiele lat starszy. Sprzeciwiał się temu w swoim dziele „Ad mulieres Ferrarienses de regimine pregnantium et noviter natorum usque ad septennium” Michele Savonarola, włoski lekarz żyjący na przełomie XIV i XV w. Był to pierwszy traktat stricte ginekologiczno-położniczo-pediatryczny, który został napisany w Italii w języku narodowym, a nie po łacinie. Savonarola chciał bowiem przede wszystkim dotrzeć do prostych kobiet z Ferrary.

Uważał on, że wiele komplikacji porodowych wynika m.in. z braku wiedzy ówczesnych akuszerek i właśnie ze zbyt młodego wieku rodzących. Często zdarzało się, że za mąż wydawano kilkuletnie dziewczynki, które zachodziły w ciążę. O takich przypadkach pisali m.in. Erazm z Rotterdamu, Bernardyn ze Sieny czy wspomniany Michele Savonarola. Ten ostatni podkreślał, że najlepszy wiek dla kobiety, aby zajść w pierwszą ciążę, to 18 lat. Uważał, że jej ciało osiągnęło wówczas pełną dojrzałość fizyczną i dzięki temu będzie ona mniej cierpieć podczas wydawania na świat dziecka. Wracając jeszcze do różnicy wieku pomiędzy małżonkami, to Savonarola ostrzegał mężczyzn, którzy poślubiali dużo młodsze od siebie kobiety, że urodzą im mandragory!

Red.: – Problemy zaczynały się, gdy kobieta nie mogła zajść w ciążę…

Dr Anna Głusiuk: – Choć już wówczas wiedziano, że niepłodność może leżeć zarówno po stronie kobiety, jak i mężczyzny, to i tak ostatecznie winę za brak potomstwa przypisywano z reguły kobiecie. Brak ciąży był traktowany jak hańba na honorze rodziny. Zwykle przyczyny takiego stanu rzeczy doszukiwano się w karze boskiej za grzech ciężki. W takiej sytuacji mąż mógł odesłać żonę do rodzinnego domu, co zawsze wiązało się z ogromnym wstydem i upokorzeniem. Kobiety robiły więc co mogły, aby zwiększyć swoje szanse na zajście w ciążę. Sposobów było bardzo dużo, ale z dzisiejszego punktu widzenia nie mogły być  skuteczne. Doradzano m.in. noszenie przy sobie amuletów, stosowanie naparów czy nasiadówek. Warto dodać, że strach kobiet przed tym, że nie będą mogły zajść w ciążę, był nawet silniejszy niż strach przed porodem, który bądź co bądź w tamtych czasach wiązał się z dość wysoką śmiertelnością.

Oczywiście, w niektórych sytuacjach kobiety również usilnie starały się nie zajść w ciążę, zwłaszcza po kolejnym wyczerpującym porodzie. Znano wiele sposobów, których skuteczność określilibyśmy dziś jako bardzo mało prawdopodobną. Dla przykładu: kobiety miały przeskoczyć przez plamę krwi menstruacyjnej innej kobiety, którą dostrzegą na podłodze. Mogły też się nią posmarować. Według innych zaleceń, kobieta miała spożyć rogi jelenia lub nosić macicę kozy, która nigdy nie miała młodych. W różnych traktatach tamtej epoki można było znaleźć podobne wskazówki, ale zawsze dołączano do nich informację, że są przeznaczone wyłącznie dla kobiet, które miały już potomstwo i bały się, że nie przeżyją kolejnego porodu.

Red.: – Każdy mężczyzna liczył, że będzie miał syna. Córki były mniej pożądane.

Dr Anna Głusiuk: Tak, ponieważ wówczas, przynajmniej na początku, tylko syn mógł dziedziczyć tytuły i majątek. Chociaż z czasem zaczęło się to zmieniać, istnieją jednak świadectwa z tamtej epoki, mówiące, że gdy na świecie pojawiał się chłopiec, w domu panowała ogromna radość, a gdy rodziła się dziewczynka, zapadała żałoba. Pisała o tym m.in. Christine de Pisan, pierwsza europejska literatka uznawana za feministkę i działaczkę na rzecz kobiet, która sprzeciwiała się dominacji mężczyzn w społeczeństwie. Dotyczyło to zwłaszcza niskich warstw społecznych, w których każde kolejne dziecko oznaczało dodatkową „gębę do wykarmienia”. Z tego względu dzieci, a zwłaszcza dziewczynki, bardzo szybko zaczynały pracować, bo musiały na siebie zarobić. W bogatych rodach sytuacja była nieco inna, ponieważ córkę można było korzystnie wydać za mąż, co często rodzice zaczynali planować od razu po jej narodzinach. Oczywiście, zwykle to ojciec podejmował ostateczną decyzję.

Red.: – Czy odpowiedzialność za płeć dziecka w tamtych czasach też ponosiła kobieta?

Dr Anna Głusiuk: – Oczywiście, dlatego ciężarne szukały sposobów, by urodzić syna. Co więcej, lekarze dawali jasne wskazówki, jak zwiększyć szanse na powicie chłopca. Np. Savonarola zalecał, aby kobiety w ciąży zamiast wody piły wino. Obojgu małżonkom odradzał jednak picia wina ze „złotych gron”, które uważał za ciężkostrawne i niesprzyjające poczęciu syna. Ciekawe jest również jego spostrzeżenie, według którego nasienie z prawego jądra odpowiadało za spłodzenie potomka płci męskiej. Istniały też rady, jak zwiększyć przyszłą atrakcyjność dziecka. Parom niezbyt urodziwym zalecano, by podczas stosunku kobieta myślała o jakiejś ładnej dziewczynie, co miało gwarantować posiadanie ładnego potomstwa.

Red.: – Czy ciężarna w średniowieczu miała specjalne przywileje?

Dr Anna Głusiuk: To również zależało od tego, do jakiej warstwy społecznej należała. Chłopki i mieszczki zwykle przez całą ciążę, aż do dnia porodu, musiały pracować, natomiast kobiety szlachetnie urodzone były traktowane wyjątkowo, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że wydadzą na świat dziedzica i spadkobiercę. Tak więc zalecano m.in., by siadały na poduszkach i unikały przeciągów, żeby się nie przeziębić oraz dbano o ich dobry nastrój. Brzuch ciężarnej smarowano oliwą, aby go natłuścić. Niektóre produkty, np.: cebula, por, ciężkie wina, surowe ryby, były wykluczane z diety, ponieważ uważano, że źle wpływają na dziecko. Ciekawe jest to, że kobietom w ciąży zalecano pić napar z piołunu, który – jak dziś wiadomo – ma właściwości poronne.

Przed samym porodem rekomendowano kąpiele w ciepłej wodzie, nawet kilka razy dziennie, co miało rozluźnić mięśnie i przynieść ulgę w pojawiających się skurczach. Sam poród mógł przyspieszyć trzymany w dłoni magnez lub sproszkowana biała część odchodów jaskółki podana z winem. Pamiętajmy jednak, że nie chodziło o całkowite zniesienie dolegliwości okołoporodowych, ponieważ zgodnie z naukami Kościoła, wywodzącymi się jeszcze ze Starego Testamentu, kobieta miała rodzić w bólu.

Red.: – Wspomniała pani, że porody w tamtych czasach były dość niebezpieczne. Czy wiadomo, jaki odsetek z nich kończył się zgonem kobiety?

Dr Anna Głusiuk: Nie mamy takich statystyk, ponieważ w średniowieczu nie odnotowywano faktu narodzin dzieci, z wyjątkiem (choć też nie zawsze) tych pochodzących z królewskich, książęcych czy innych szlacheckich lub zamożnych rodzin. Nie odnotowywano również zgonów kobiet, chyba że dotyczyło to pań z wyższych warstw społecznych. O przedstawicielkach z nizin ówcześni autorzy niestety z reguły nie pisali. Mamy tylko pewne poszlaki i bardzo nieliczne dokumenty. Włoski autor Bernardino Zambotti, zmarły ok. 1504 r., któremu przypisuje się autorstwo „Diario ferrarese”, zapisywał w pamiętniku, kto na co chorował i z jakiego powodu zmarł. Czytając te zapiski, byłam zaskoczona, jak wiele kobiet w 1499 r. umarło w Ferrarze podczas porodu i w połogu.

Red.: – Czy z punktu widzenia dzisiejszej medycyny możemy określić przyczynę tych zgonów okołoporodowych?

Dr Anna Głusiuk: Niektórych tak, ale to również jest często poszlakowe, ponieważ lekarze tamtej epoki nie rozpisywali się na ten temat, więc nie mamy zbyt wielu świadectw. Na pewno wiele do życzenia pozostawiała higiena. W traktatach nie ma informacji o konieczności mycia rąk przez akuszerkę czy przez inną kobietę asystującą przy porodzie, zatem można przyjąć, że nie było takiego zwyczaju. Często zdarzało się, że cały dzień pracowały one w polu czy obejściu, a potem były wezwane do rodzącej. Co więcej, jeżeli poród się zaczął, a nie odeszły wody, to Savonarola radził, by akuszerka przebiła pęcherz płodowy… paznokciem palca wskazującego, który na takie okazje powinna mieć zawsze długi jak harfistka… Dzisiaj łatwo sobie wyobrazić, jakie mogły być tego konsekwencje. Zakażenie prowadziło zwykle do gorączki połogowej.

Inną przyczyną śmierci, zarówno matki, jak i dziecka, było złe ułożenie płodu w macicy. Już wtedy zdawano sobie sprawę, że najlepsza do porodu jest pozycja główkowa, ewentualnie stópkowa. W innym przypadku często dochodziło do komplikacji. Jedyne, co mogły zrobić kobiety odbierające poród, co zresztą zwykle czyniły, była modlitwa o cud. Ten jednak zdarzał się rzadko… W niektórych sytuacjach, gdy poród naturalny nie był możliwy, stosowano embriotomię, czyli zabieg znany od starożytności, polegający na zmniejszeniu rozmiaru płodu poprzez jego pocięcie przed opuszczeniem przez niego macicy. Niestety, i w takich sytuacjach zdarzało się, że umierała również kobieta.

Red.: – A wykonywano zabieg cięcia cesarskiego, by ratować dziecko w przypadku śmierci matki?

Dr Anna Głusiuk: Tak, dziecko wydobywano, aby je ochrzcić. Zwykle towarzyszyła temu nadzieja, że uda się je uratować. W tym celu otwierano usta zmarłej kobiety, bo wierzono, że w ten sposób płód będzie nadal otrzymywał tlen. Niestety, najczęściej kończyło się to niepowodzeniem ze względu na brak umiejętności oraz zbyt długi czas przeprowadzania zabiegu.

Red.: – Jak często lekarze uczestniczyli w porodzie?

Dr Anna Głusiuk: Raczej rzadko, przede wszystkim dlatego, że lekarze mężczyźni z reguły pozostawiali te kwestie kobietom. Ponadto lekarzy było niewielu, a ich usługi były stosunkowo drogie, zatem nie każdy mógł sobie pozwolić na taki wydatek. Michele Savonarola, autor wspomnianego traktatu ginekologicznego, chciał, by jego dzieło dotarło do jak największej liczby kobiet. Jako medyk widział bowiem, że jest bardzo duże zapotrzebowanie na akuszerki, a przecież szkół dla niech wówczas nie było. W rezultacie ciężarne często musiały radzić sobie same. Przy rodzącej były kobiety z jej najbliższego otoczenia, najczęściej matka, teściowa, służące oraz sąsiadki.

Mężczyźni nie uczestniczyli w porodzie. Wyjątkiem byli lekarze, których wzywano do rodzącej, ale tylko wówczas, gdy pojawiły się komplikacje i trzeba było wykonać jakiś zabieg chirurgiczny. Włoski autor, Scypion Mercurio pisał, że poród powinien się  odbywać w całkowicie ciemnym pomieszczeniu, z zasłoniętymi oknami, a jeżeli była konieczność wezwania lekarza, to musiał być przebrany w damskie ubrania i… mieć zawiązane oczy chustą. Chodziło o to, żeby rodząca nie wiedziała, że w jej pokoju przebywa mężczyzna i żeby jednocześnie ten za dużo nie zobaczył…

Red.: – Kobieta nie mogła wówczas zostać lekarzem…

Dr Anna Głusiuk: Nie licząc znachorek, które zajmowały się leczeniem, była to prawdziwa rzadkość, ale zdarzały się wyjątki. Na przełomie XI i XII wieku żyła Trotula z Salerno, której przypisuje się trzy dzieła z zakresu medycyny. Podobno kształciła się w szkole medycznej w Salerno, chociaż jej dyplom się nie zachował, przez co jej istnienie podawane jest w wątpliwość. Specjalizowała się m.in. w kobiecym układzie rozrodczym i porodach. W jednym z traktatów napisała, że akuszerka powinna zadbać o komfort rodzącej, gdy zbliżał się do niej mężczyzna, a więc w domyśle lekarz. Uważała, że niewskazane jest, aby spoglądał na wykrzywioną grymasem bólu twarz kobiety. Myślę, że ówczesny lekarz mężczyzna nie wpadłby na to, aby zadbać o komfort psychiczny rodzącej. W kwestii kobiet lekarzy warto wspomnieć, że zachowało się kilka świadectw informujących o nielicznych paniach, które po zdaniu egzaminu przed lekarzami ze szkoły medycznej w Salerno otrzymywały zezwolenie na wykonywanie zawodu np. chirurga.

Red.: – A jak wyglądała opieka nad noworodkiem?

Dr Anna Głusiuk: – Pierwszą czynnością po porodzie było przecięcie pępowiny. Medycy tamtej epoki w swoich dziełach zwracali uwagę, by było to zrobione bardzo dokładnie i zgodnie ze sztuką na długość czterech palców, ponieważ zbyt krótko ucięta pępowina może zagrażać życiu dziecka. Jako ciekawostkę dodam, że jeżeli na świat przyszedł chłopiec, zalecano pozostawić pępowinę nieco dłuższą, co miało w przyszłości poprawić jego sprawność seksualną dzięki dłuższemu prąciu.

Pępowinę zalecano przecinać dobrze naostrzonym nożem. Savonarola uważał, że zawiązanie jej wełnianą nicią miało łagodzić ból. Po porodzie noworodek był myty i owijany tak, by było mu ciepło i czuł się bezpiecznie. Savonarola zalecał, by pierwsza kąpiel odbyła się w wodzie słonej, najlepiej morskiej, która miała mieć właściwości lecznicze. Z dzisiejszego punktu widzenia możemy to tłumaczyć jej działaniem przeciwbakteryjnym.

Red.: – Dziecko po porodzie pozostawało przy matce?

Dr Anna Głusiuk: Z reguły tak. Uważano, że najlepszym pokarmem dla dziecka jest mleko matki, ponieważ najbardziej przypomina pokarm, którym płód był odżywiany jeszcze w macicy. Poza tym istniało przekonanie, z którym spotykamy się do dzisiaj, że naturalne karmienie chroni przed zajściem w kolejną ciążę. Czasem, zwykle w wyższych sferach społecznych, poszukiwano jednak mamek, które mogłyby karmić dziecko np. w przypadku, jeżeli kobieta nie miała pokarmu lub nie przeżyła porodu. Savonarola zalecał nawet, by przez pierwszą dobę po wyczerpującym porodzie zadbać, by matka nie musiała karmić samodzielnie, ponieważ ze względu na stres i ból porodowy jej pokarm może nie nadawać się do podania dziecku.

Co do wyboru mamki średniowieczni medycy mieli szczegółowe wytyczne. Przede wszystkim mamką mogła być tylko kobieta ciesząca się dobrą, wręcz nieposzlakowaną opinią. Poza tym zalecano, by nie miała ani zbyt małych, ani zbyt dużych piersi. W przypadku, gdy biust był znacznych rozmiarów, obawiano się, że może zniekształcić nos dziecka. Uważano też, że najlepiej, by mamka była jak najbardziej podobna do matki.

Red.: – Warto wspomnieć, że śmiertelność dzieci podczas porodu i w pierwszych latach życia była bardzo duża…

Dr Anna Głusiuk: – Poza brakiem higieny, ludzkość była wówczas dziesiątkowana przez różnego rodzaju zarazy. Czasami mogło się wydawać, że przedłużenie rodu jest zagwarantowane, tymczasem przychodziła epidemia i praktycznie cała rodzina umierała. Dotyczyło to zwłaszcza osób najsłabszych i najmniej odpornych, czyli właśnie dzieci. Wiadomo też, że zdarzało się wówczas dużo wypadków.

W penitencjałach, czyli księgach pokutnych, zawierających praktyczne wskazówki dla spowiedników odnośnie do kary za dany grzech, dosyć często pojawia się informacja, że dziecko zostało nieumyślnie zgniecione w łóżku przez jednego ze śpiących rodziców. Wynikało to z faktu, że matki często spały z niemowlętami, by nie wstawać kilkakrotnie w ciągu nocy do karmienia, zwłaszcza po wyczerpującym dniu, wypełnionym ciężką pracą. Zdarzało się też, że dzieci ginęły z powodu poparzeń, ponieważ kołyski często stawiono w ciepłym miejscu, a więc blisko kominka czy innego źródła ognia.

Oczywiście, zdarzały się również ciąże mnogie, a z wiadomych względów wieloraczki miały mniejsze szanse na przeżycie. Warto dodać, że winę za śmierć dziecka podczas porodu zwykle przypisywano kobiecie. Co więcej, uważano, że to kobieta odpowiada za liczbę dzieci, które nosi w łonie i odradzano jej, by było ich więcej niż jedno.

Red.: – Nie znano antykoncepcji, więc dużym problemem były również niechciane ciąże.

Dr Anna Głusiuk: Pamiętajmy, że w epoce średniowiecza niezamężna kobieta, która zaszła w ciążę, była praktycznie wykluczana z lokalnej społeczności, niezależnie od tego, czy do zapłodnienia doszło w wyniku romansu czy gwałtu. Zresztą te ostatnie były bardzo częste. Tak więc, zarówno aborcja, jak i porzucanie noworodków bezpośrednio po porodzie były na porządku dziennym, mimo że groziły za to surowe kary. Kobiety poddawały się różnego rodzaju zabiegom i piły napary ziołowe, które – jak wierzono – miały pomóc w poronieniu, ale często były również niebezpieczne dla zdrowia i życia ciężarnej. Zdarzały się przypadki, że skakały z dość dużej wysokości, co często kończyło się poważnym urazem. W większych miastach już po urodzeniu dzieci były zostawiane przed klasztorami czy w kościołach, ale zdarzało się też, że po prostu je zabijano, np. wrzucając do ścieków.

Red.: – Jak kobiety chroniły się przed zakusami mężczyzn?

Dr Anna Głusiuk: Przede wszystkim uważano, że kobieta ma większą predyspozycję niż mężczyzna, aby „popaść w grzech”. Z tego powodu moraliści i kaznodzieje tamtej epoki zalecali, aby dziewczynki nigdy nie były pozostawiane same, a przy tym cały ich czas był wypełniony pracą, co miało zapobiegać próżności. Nie wolno było im samym wychodzić z domu, a nawet sugerowano, aby nie pokazywały się w oknie. Dziewczynki z wyższych warstw społecznych pobierały lekcje przydatnych umiejętności domowych czy artystycznych, niektóre uczyły się czytać i pisać. Biedniejsze panny zajmowały się młodszym rodzeństwem i pomagały matce w domu.

Francesco Barberini, włoski notariusz, zwracał się do rodziców dziewcząt, aby ograniczyli im całkowicie kontakt ze światem zewnętrznym i nie zabierali ich nawet do kościoła, żeby nikt nie mógł na nie patrzeć. Z kolei Bernardyn ze Sieny, włoski franciszkanin, w jednym ze swoich kazań zalecał matkom, aby córka nigdy nie była sama, nawet wówczas, kiedy wychodziła do innej komnaty. Zwracano również uwagę, aby dzieci różnej płci od okresu dojrzewania nie spały w jednym pokoju.

Katarzyna Matusewicz / Puls Medcyny [dostarczył InfoWire.pl]

Zdjęcie reklamy numer 0
Zdjęcie reklamy numer 1

Polecam lekarza

lek. Katarzyna Student

Bardzo przyjemna wizyta. Pani Doktor rzetelna, konkretna i pomocna. Czułam, że jestem pod dobrą opieką. Bardzo polecam! 

dr n. med. Alina Chwist – gastrolog, internista

Ogromna wiedza i kompetencja. Jestem bardzo zadowolony z wizyty. Otrzymałem szczegółowe wyjaśnienia sposobu leczenia. Polecam 

prof. dr hab. n. med. Władysław Pierzchała - pulmonolog, alergolog, internista

Pan profesor posiada ogromną wiedzę i doświadczenie, wybitny specjalista. Dokładnie wyjaśnia na czym polega schorzenie. Jest uprzejmy i  ma bardzo dobry stosunek do pacjenta. W moim przekonaniu to lekarz z powołania.

dr n. med. Aleksandra Ledwon – endokrynolog, internista

Pani doktor dokładnie wyjaśniła problem, cierpliwie odpowiadała na pytania. Spokojna, miła, życzliwa, wizyta przebiegła bez pośpiechu. 

dr n. med. Michał Kucio - internista, kardiolog

Lekarz kompetentny, rzeczowy, z ogromną wiedzą. Podczas wizyty wykazał się zaangażowaniem i profesjonalizmem. Serdecznie polecam.